Tylko dla kobiet

badz-bezpieczna

Kobieto – uważaj na siebie. Żyj odważnie i rozważnie. Myśl o innych. Myśl o sobie.

Taka sytuacja: Poznałam ostatnio na networkingu przedsiębiorcę. W garniturze. Wymieniliśmy się wizytówkami i na drugi dzień zadzwonił, proponując spotkanie. Ustaliliśmy termin – piątek o 15.00 i miejsce – w jego biurze w centrum. Przybyłam na czas, a gdy zaparkowałam, otrzymałam sms, że w tej kamienicy będzie Club Biznesowy o nic nie mówiącej mi nazwie. Ponieważ nie wiedziałam, jak dostać się do kamienicy, a przy zakratowanej bramie nie było żadnego szyldu, zadzwoniłam do niego i on wyszedł po mnie. Weszliśmy do klatki, a potem do bardzo eleganckiego mieszkania, urządzonego ze smakiem. Jak z katalogu. Żadnych śladów używania na co dzień.

Zaprowadził mnie do gabinetu, a po drodze, mijając inny gabinet, zobaczyłam jeszcze jednego mężczyznę, pracującego przy laptopie. Mój rozmówca zaproponował kawę / herbatę. W zasadzie unikam spożywania w takich sytuacjach czegokolwiek, co nie jest oryginalnie zamknięte,  ale poczułam się w tym miejscu całkiem nieswojo. Poprosiłam o kawę, by na chwilę zostać sama, a gdy wyszedł, szybko napisałam do przyjaciółki sms z adresem i nazwą tego Clubu. Instynkt zachowawczy. Zastanawiasz się, dlaczego?

Bo jestem kobietą

Mimo całego mojego slow life’u jestem kobietą często zabieganą, w niedoczasie, realizuję poszczególne zadania, biegam na spotkania, pozyskuję klientów, próbuję znaleźć czas dla siebie.  Biegnąc z jednego miejsca do drugiego, rzadko myślę o własnym bezpieczeństwie. Zdecydowanie za rzadko.

Nie myślałam o tym w zasadzie aż do piątkowego spotkania – zazwyczaj parkuję, gdzie popadnie,  nie zastanawiając się, że za 4 godziny ta ulica będzie ciemna i w ogóle okolica nie sprzyja samotnym przechadzkom. Na zakupy jeżdżę, gdy mam czas i jest po drodze – czasem o 22.00 lecę z napakowanym koszykiem po marketowym podziemnym parkingu.

Żeby było szybciej przebiegam przez jezdnię w niedozwolonym miejscu lub na czerwonym świetle.

Lubię jeździć pociągami. Unikam jednak busów – za bardzo trzęsie, za szybko jadą, nie da się poczytać i jest niewygodnie. Dużo jeżdżę autem. Lubię przycisnąć – trochę kozaczę na drogach – to fakt. W mieście rzadko zapinam pasy (w końcu co może mi grozić, kiedy jadę 40 km/h po dwupasmówce)?

Prowadząc szkolenia w całej Polsce często sypiam w przypadkowych, tanich hotelach, motelach, pensjonatach. Przeważnie zapewnionych przez zleceniodawcę. Aspekt bezpieczeństwa nie jest taki ważny, bo jest tanio – przecież skoro zleceniodawca płaci za nocleg, to chyba zna lokalne pensjonaty i nie posłałby mnie w niebezpieczne miejsce? Od mojej przygody w Gdyni – już tak nie myślę, sama sobie wybieram noclegi. Wołam większą stawkę, ale nocleg jest na mój koszt.

W miastach, do których trafiam, lubię sobie robić wycieczki mające na celu poznanie zakątków – oczywiście nigdy się nie boję, bo przecież nie wiem, że tam jest niebezpiecznie, a dany zaułek jest owiany złą sławą (w Bydgoszczy zdziwiło mnie, że przed 17 na rynku nie ma zupełnie nikogo, w Poznaniu poszłam do jakiegoś parku za torami, gdzie nawet ludzi z psami nie było, w Gdyni powędrowałam po ciemku na nabrzeże); lubię spacerować pieszo, wiec czasem błądzę, bo mapy nie zawsze wiernie oddają rzeczywistość (nie mówiąc już o tym, jak często gubię się w przejściach podziemnych).

Umawiam się z obcymi ludźmi w ich biurach – oczywiście wiem, że nie jestem już bardzo atrakcyjną 25-cio latką, naiwna nie jestem, ale jednak cień strachu i dreszcz przeszedł mnie w piątkowe popołudnie.

Nie, nigdy w życiu nie miałam osobiście żadnych traumatycznych przeżyć  (prawie) i jednocześnie ogólnie unikam słuchania czy czytania takich historii. Coś tam jednak wiem o życiu, mam pewien bagaż doświadczeń. Ale wiem też, teraz wiem, że nie dam o swoje bezpieczeństwo. Nie analizuję tego, nie myślę o zagrożeniach (co dziwne, bo jestem przewrażliwiona, mając córkę) – a przecież mam Rodzinę, mam zobowiązania, kredyt, mam umowy z klientami, z których muszę się wywiązać, projekty, które rozwijam, a mój kalendarz jest wypełniony co najmniej 10 dni naprzód. Nie mogę tak po prostu w jednej chwili zniknąć, nawet na trochę.

Mam prośbę

Uważajcie na siebie – w całkiem pozornych sytuacjach może być niebezpiecznie. Zanim pójdziecie na koncert czy na kawę z koleżankami, zastanówcie się, gdzie zaparkować, aby za 3 godziny nie odczuwać oddechu strachu na karku. Czasem warto po prostu „wyciągnąć ze sobą” przyjaciółkę, koleżankę. Przemyślcie, gdzie umawiacie się na spotkania, zapisujcie w notesach, kalendarzach nazwiska i adresy, wysyłajcie smsy do koleżanek czy partnerów, gdzie jesteście, w sytuacji, gdy czujecie się niepewnie. Wystarczy adres lub nazwa firmy. Dbajcie o to, by ktokolwiek wiedział, gdzie jesteście. Może warto pomyśleć o zainstalowaniu aplikacji lokalizującej – to przydatne nie tylko do „śledzenia” dzieci.

Wsiadając do pociągu zwróćcie uwagę, kto z Wami jest w przedziale, a jeśli czujecie niepewność – zawsze możecie zmienić miejsce;  to, że macie miejscówkę akurat na wagon 4 miejsce 95 pod oknem to nie znaczy, że nie możecie zająć innej – możecie, dopóki nie pojawi się ktoś, kto ma miejscówkę na to miejsce. Bez obaw – konduktor zrozumie.

Unikajcie niebezpiecznych środków transportu – wg mnie busy są jednak dość niebezpieczne, dużo jest wypadków, korzystam z busów tylko w naprawdę podbramkowych sytuacjach – na trasie Lublin-Warszawa-Lublin strach dławi mnie do utraty tchu i pozbawia racjonalnego myślenia. Dodatkowo stan techniczny busów i niewątpliwe umiejętności kierowców przegrają z wyrwami na drodze. A ja po takiej podróży czuję sie jakbym przeszła jelitówkę.

Z nieznajomymi umawiajcie się na spotkania na neutralnym gruncie – lepsza jest zwykła kawiarnia w galerii handlowej niż jakieś biuro w willi na przedmieściach czy w kamienicy w centrum, gdzie nikt nikogo nie zna, bo wszystkie mieszkania KTOŚ wynajmuje.

Biegacie lub ćwiczycie w terenie? Wybierajcie uczęszczane miejsca, biegajcie z kimś przy boku, ćwiczcie w parach. Uciekając w samotność – rozważcie trasę spaceru!

Podróżujecie autem? Wybierajcie parkingi czy stacje z monitoringiem, sieciówki, zamiast przydrożnych lokalnych stacyjek z wątpliwymi barami.

Nie przebiegajcie przez ulicę! Jak jest pusto, albo środek nocy, to można – ale można też dostać mandat!

Refleksja

Pisząc ten tekst chciałam Was trochę wyczulić. Skłonić do zastanowienia się, ile razy w tym tygodniu / miesiącu naraziłyście się na ewentualne niebezpieczeństwo?  Ja wiem, że idąc po chodniku można wyrżnąć głową w krawężnik i po nas. Ale bądźcie rozważne i uważne, dbajcie o siebie. Zawsze uważałam, że najgorzej to znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.

Pomyślcie nad kursem samoobrony – dla siebie, dla swoich córek, matek, przyjaciółek – taki podstawowy kilkugodzinny kurs pozwoli Wam poznać kilka podstawowych technik obronnych i nie kosztuje zbyt dużo. W moim mieście są darmowe, ale dla kobiet 18+. Strasznie słabo, bo ja bym chciała córkę i jej przyjaciółki na taki kurs posłać. Może zorganizuję z budżetu obywatelskiego w przyszłym roku? To bardzo ważne, aby nasze córki, siostrzenice, bratanice, siostry, matki, ciotki czy przyjaciółki potrafiły się obronić. Każde życie jest cenne, bez względu na wiek.

Ten tekst jest bardzo subiektywny – oparty o własne doświadczenia – pewnie dlatego nie dotyka innych sytuacji, bliskich każdej z Kobiet. Możecie o nich napisać w komentarzach – dzielmy się i dbajmy o siebie wzajemnie!

Dając Wam przykłady przypomniało mi się wiele w sumie niebezpiecznych sytuacji w moim życiu. Kiedyś stojąc w Warszawie na jakimś przystanku w przemysłowej dzielnicy, w środku dnia, zatrzymał się taksówkarz i przez okno mi powiedział, żebym tu sama nie stała, co ja tu sama robię, że to nie jest bezpieczne! Pewnie chciał zarobić na podwózce do centrum, ale jeśli nie, to skąd do diaska miałam wiedzieć, że tam jest w południe niebezpiecznie?!

A tej kawy, o która poprosiłam, oczywiście nie wypiłam.

Kaśka

 

Oryginalny tekst: „Kreatywna Kobieto! Uważaj na siebie.” ukazał się na blogu kratorkajutra.pl

2 myśli na temat “Tylko dla kobiet

  1. Witaj,
    Przyznam się, że ja bez gazu pieprzowego z domu się nieruszam. Nie ja byłam ofiarą, ale mój partner którego zaatakowano w parku. Nic na szczęście strasznego się mu nie stało, ale kupiłam mu gaz pieprzowy i zaciągnęłam na kurs kickboxingu – polecam każdemu!

Dodaj komentarz