Dlaczego warto (czasami) się poddać?

Doświadczyłam w ostatnich tygodniach i dniach stanu odpuszczenia. Nie wiem, z czym Tobie się to skojarzyło, dla mnie to dość nowe zjawisko – odpuściłam sobie ambicje, które mnie sfrustrowały. I nie chodzi o to, że mi się już nie chce. Nadal mi się chce, ale oceniłam z dystansu swoje możliwości i wiem, że ta droga to dla mnie czarny szlak i nie dam rady tego zrobić. Muszę sobie to odpuścić, wrócić na efektywny dla mnie szlak niebieski albo żółty. Nie chodzi tu o takie rzeczy jak sprzątanie mieszkania czy kolejne pranie. Nawet nie chodzi o odpuszczenie jakiegoś super dzieła DIY. Nie chodzi o zrezygnowanie ze zrobienia czegoś, co nie zostało jeszcze rozpoczęte – bo wtedy to jest wybór nie robienia tego, a nie rezygnacja (o różnicy pomiędzy wyborem a rezygnacją możesz poczytać w tym poście).

Pokonała mnie ambicja. A może własnie odwrotnie – to ja ją pokonałam. Postanowiłam odpuścić mimo zaczętych działań, trwających już dość długo. Odpuścić, ale nie porzucić pomysłu – po prosty podejść doń z innej strony. A tak szczerze mówiąc – po prostu zacząć od początku. Całkowicie to do mnie niepodobne – ja chorobliwie ambitna, konsekwentna i zdeterminowana – działająca do końca – postanowiłam jednak zrezygnować! Dla mnie to zupełnie nowe uczucie. Niemniej jednak, jeśli tego nie zrobię, to wkrótce utracę totalnie wiarę w siebie, frustracja (spowodowana tym, że nie potrafię oraz tym, że przecież mi zawsze się udaje więc co jest ze mną nie tak, że nie ogarniam tej joomli) rozleje się na cały dom i bliskich, stwierdzę, że jestem beznadziejna i się do niczego nie nadaję, że nic mi nie wychodzi, ucierpi moje poczucie własnej wartości, co niewątpliwie przełoży się na produktywność, efektywność, wydajność i cały szereg pewnie innych spraw. Czasem po prostu warto odpuścić – może już niewiele mi brakowało do sukcesu, może już było blisko do mety – nie dowiem się tego nigdy. Nie chcę nawet wiedzieć. Zamiast marnować kolejne godziny i dni na sprawy techniczne chcę się skupić już na zagadnieniach merytorycznych. Na tym, co warto. Na samym projekcie, a nie na tym, żeby prosta strona z 3 kategoriami menu zabijała moją kreatywność.

A chodzi o całkiem przyziemną sprawę – dla moich poczynań rozwojowych i w ramach inwestycji w przyszłość postanowiłam założyć stronę ekspercką dotyczącą mojej branży – czyli współfinansowania inwestycji w infrastrukturę i edukację ze środków UE. Pomyślałam, że dla tak ogromnej inicjatywy, którą planuję, potrzebne jest odrębne miejsce w sieci – tutaj ona nie pasuje i w ogóle inne są cele realizacji tego projektu. Z różnych względów strona ta została zainstalowana na joomla. I joomla mnie pokonała – mimo prawie miesięcznych prób nie udało mi się niestety w żaden sposób zrozumieć tego systemu zarządzania treścią, nie zrozumiałam również obszernych i trudnych w odbiorze instrukcji. Dlatego też poddaję się dzisiaj i oficjalnie ogłaszam, że nowa strona dotycząca mojego nowego projektu powstanie wkrótce, bo muszę wszystko zrobić od nowa.

Czasem po prostu warto ustąpić, odpuścić, zganić ambicję i siebie poskromić. Jasne, że dobrze i prestiżowo czułabym się mogąc powiedzieć „a, tak, ta strona UE stoi na joomli – sama zaprojektowałam i sama ją robię” i delektować się zachwytem w oczach współrozmówców i patrzeć jak im szczęka opada na ziemię, ale niestety – po prostu szkoda na to czasu. A odkładanie na później nie wchodzi w grę.

Kaśka

Dodaj komentarz