Gretchen Rubin „Projekt szczęście” (recenzja)

Gretchen Rubin

Właśnie skończyłam czytać „Projekt szczęście” Gretchen Rubin. I przyznaję – zrobiła na mnie wrażenie.

Książkę wypatrzyłam na półce w sypialni u znajomej. Okładka mnie olśniła – tytuł zaciekawił. Miałam wrażenie, że czytałam gdzieś wcześniej o niej, chyba przy okazji kolejnej książki tej autorki „Lepiej. 21 strategii, by osiągnąć szczęście” (która czeka już na mnie na szafce nocnej). Znajoma powiedziała, że miała już 3 podejścia i jakoś nie może się przekonać. Bratowa powiedziała, że ma tę książkę, zaczęła kiedyś, ale „nie ten czas”.

I obie miały rację – chociaż na początku nie mogłam zrozumieć ich postawy, dotarło to do mnie dzisiaj, gdy skończyłam czytać. Dlaczego?

To książka dla kobiet dojrzałych (życiowo)!

Taka była moja refleksja na ten temat – nie, żebym sądziła, że znajoma i bratowa takimi nie są. Po prostu tę książkę trzeba czytać na spokojnie, gdy ma się poczucie wewnętrznej i zewnętrznej stabilizacji, gdy przeżyło się już intensywny rozwój kariery, odchowało dzieci, ma się czas, by zwolnić, odnaleźć siebie na nowo, skupić się na budowaniu własnego, małego, wewnętrznego szczęścia. Na tę książkę trzeba mieć czas i – trzeba mieć czas na swoje własne przemyślenia o szczęściu. Aby w pełni ją zrozumieć potrzebny jest odpowiednio duży bagaż życiowych doświadczeń w różnych aspektach – rodziny, pracy, pieniędzy, posiadania, miłości, związków, przyjaźni, relacji z ludźmi. Ta lektura wymaga odpowiedniej – hm … przestrzeni!

Wsparcie życiowej zmiany

Gretchen Rubin i jej „Projekt szczęście” – jestem o tym przekonana – pomaga w życiowej zmianie. Ja taką zmianę przechodzę już kolejny miesiąc, małymi krokami i ta książka pozwoliła mi odnaleźć wiele odniesień do moich własnych doświadczeń. Utwierdziła mnie w pewnych nawykach, w budowaniu w sobie wartości i przekonań, uwierzytelniła moje działania w moich własnych oczach.

Proces zmiany, jaki przechodzę, od kiedy Młoda podrosła i nie wymaga już ciągłej uwagi, stała się samodzielna siejąc pustkę w domu, a ja mam przez to więcej wolnego czasu dla siebie, jest dość skomplikowany, ale staram się być osobą silną, a tę siłę daje mi życie w zgodzie z samą sobą, ze swoimi przekonaniami, w kulcie nauki, pracy i ogólnie pojętego samorozwoju. Doskonałym krokiem było pozbycie się z głowy słowa „muszę”, wyluzowanie, nauczenie się odpuszczania i planowanie czasu na odpoczywanie.

Gdybym tę książkę przeczytała dwa lata temu na pewno oszczędziłabym sobie wielu rozczarowań.

Co znalazłam w książce?

Cudowne, zbieżne z moim, podejście do życia. W przystępnej formie, gdzie po wstępie ogólnym rozdziały stanowią kolejne miesiące (składające się na cały rok), w których autorka pokazuje, w jaki sposób pracować nad sobą poprzez wdrażanie kolejnych mniejszych nawyków, pracując nad ich grupami w kolejnych miesiącach. To potwierdza moją tezę, że zmiana nie dzieje się nagle i nie można z dnia na dzień stać się kimś innym. Trochę jest to jak powolne wychodzenie z cienia do światła. Porównałabym to również do wzrostu rośliny – każdego miesiąca postanowienie jest jak zasiane ziarno i z każdym dniem, na początku napotykając opór ziemi, ale wytrwale dążąc do światła i ciepła, wzrasta i rozwija się, by na koniec miesiąca zaskoczyć bujnością kwiatów. Po całym roku pracy nad pozornie drobnymi zmianami, mamy pięknie kwitnący ogród – zupełnie inaczej wyglądający niż rok wcześniej.

„Projekt szczęście” Gretchen Rubin to absolutnie książka o przemianie wewnętrznej

„Projekt szczęście to sposób na zmianę życia” – tak brzmi pierwsze zdanie wstępu. Gretchen Rubin pokazuje, jak przejść przez proces zmiany, w jaki sposób małymi krokami można pokonać spory kawał drogi, idąc codziennie po trochu. Autorka wskazuje na siłę rytuałów, rolę nawyków w procesie poprawiania sobie jakości życia. Bo to małe rzeczy, pozornie niepozorne, bardzo często są podstawą tego, że czujemy się szczęśliwi.

Zmiana zaczyna się kiedy opuszczamy swoją strefę komfortu i wychodzimy w miejsca nieznane, gdzie nie do końca czujemy się wygodnie i bezpiecznie. To pokonywanie własnych ograniczeń, odkrywanie siebie na nowo, być może powrót do dawnego „ja”. Trzeba pamiętać, iż jest to proces, składający się z wielu elementów, często ze sobą powiązanych, powtarzalnych, a nie jednorazowe działanie. Nie można obudzić się pewnego dnia z myślą „Od dziś jestem szczęśliwa”. Można natomiast obudzić się z absolutnym postanowieniem, że „Od dzisiaj będę robić wszystko, by czuć się szczęśliwą”. Mając oczywiście świadomość, iż jest to niekończąca się praca nad sobą. Praca, która daje poczucie szczęścia tylko dlatego, że się nad nią pochylamy. Codzienne.

Każdy ma swój sposób na szczęście

Ale gdyby ktoś był akurat zagubiony i miał problemy ze zdefiniowaniem sobie poczucia szczęści, na pewno odnajdzie w tej książce wskazówki dla siebie – w jaki sposób stać się lepszym parterem, rodzicem, szefem czy pracownikiem, w jaki sposób okazywać uczucia czy wdzięczność, w jaki sposób budować dobre relacje, co można zrobić, by poczuć się lepszym i bardziej wartościowym. Myślę, że dla wielu zagubionych w szczęściu osób książka może stać się przewodnikiem, drogowskazem, inspiracją. Jedyny warunek – należy mieć w sobie gotowość do zmiany, otwartość na nowe, przestrzeń do działania. Niekoniecznie wsparcie otoczenia czy bliskich – ten proces przechodzimy, wg Gretchen Rubin, samemu, wewnątrz siebie.

Twoje szczęście zależy tylko od Ciebie – nie od zewnętrznych czynników

Dość trywialna sprawa, ale autorka „Projektu szczęście” pokazuje, że zmiana swoich postaw, zachowań, przyzwyczajeń, mimo, iż jest ciężką pracą, pozwala na zbudowanie szczęścia w życiu. Nie zależy od tego, czy ktoś Cię dobrze traktuje, ale od tego, jak na to zareagujesz. Nie zależy od ilości kapitału, wielkości pensji czy posiadanych zasobów, rodziny, znajomych, pracy, miejsca, w którym mieszkasz, a od tego, w jaki sposób wykorzystujesz to, masz.

Szczęścia nie warunkują oczekiwania wobec osób trzecich, rządu, społeczeństwa, świata, pogody, a od tego, jak na to wszystko reagujesz – czy narzekanie jest Twoją domeną, czy umiejętność znalezienia pozytywów nawet w najgorszym dniu. Jasne, każdemu zdarza się „ten okropny dzień”, ale na koniec dnia można wyciągnąć wnioski, przemyśleć otrzymaną od życia nauczkę i przekuć porażkę w plan.

Jestem mądrzejsza i szczęśliwsza

Dzięki Gretchen Rubin jestem teraz szczęśliwsza. Bo wiem, że to, co robię od jakiegoś czasu dla siebie, ma sens i jest dobrą drogą, w dobrym kierunku. Jestem mądrzejsza, bo wzięłam niektóre rzeczy dla siebie – te rzeczy, o których nie myślałam wcześniej, bo nie wiedziałam w sumie o tym, że moje działanie to mój własny „projekt szczęście”.

Jakie to rzeczy?

Np.  tabela postanowień oparta na tabeli cnót B. Franklina, dwanaście przykazań, sekrety dojrzałości, własne prawdy o szczęściu. I chociaż nie do końca utożsamiam się z nimi (zamieniłam kila rzeczy na własne, bliższe mojej naturze i odpowiadające warunkom, w których żyję), doznałam olśnienia, że rzeczywiście można to spisać, można to usystematyzować.

Austin Kleon stwierdził, że „Książka, którą teraz czytasz nie jest tak ważna jak książka, do której cię ona zaprowadzi” – Gretchen Rubin podaje fantastyczną listę lektur, z której korzystała, a którą uważa za pomocną w poszukiwaniu szczęścia. Moja lista dzięki niej znacząco się powiększyła.

Czytanie tej książki było prawdziwą przyjemnością

Prawie 400-stu stronicową książkę przeczytałam w niecałe 3 tygodnie, czytając jedynie wieczorami lub w niedzielne poranki. Gretchen Rubin poprzedziła swój projekt szczęście badaniami nad jego istotą. Przestudiowała masę książek o szczęściu, poradników, wielkich dzieł filozoficznych i przeanalizowała wiele wyników badań. Odwołując się do tego wszystkiego sprawia, że jej książka jest wiarygodna. Zawiera też niezliczoną ilość cytatów, odniesień do biografii, wzorców. Pierwszoosobowa narracja jeszcze bardziej potęguje to wrażenie.

Znacie już moje zamiłowanie do książek rozwojowych i wiecie, w jaki sposób je czytam, i że niezbędne do tego są mi karteczki indeksujące (najlepiej w kolorystyce okładki – chociaż tym razem niestety postanowiłam wykorzystać zalegające różowe), którymi zaznaczam BARDZO WAŻNE CYTATY. A czasem też ołówek do zapisków na marginesie. Na fotografii pokazuję, jak wygląda „Projekt szczęście” po zakończeniu lektury. Książkę tę pożyczyłam od znajomej. Będę do tej lektury wracała. Powstanie zapewne jeszcze kilka wpisów na ten temat.

Kaśka

PS. Książkę muszę odkupić bo – tej już nie oddam. Związałam się z nią emocjonalnie, mimo, że powstrzymałam się od notatek na marginesie.

Dodaj komentarz