Nie bądź biznesową kurwą

picjumbo.com_HNCK4067

To jest mocny tekst i całkiem nie w moim stylu, ale – po kolei

– Jestem głupia i nic mi się w życiu nie udaje!!!!! Krzyknęła wczoraj wieczorem Młoda, rzucając zeszytem, cyrklem i ekierką jednocześnie.

– Dlaczego tak uważasz? – zapytałam młodszą kopię mnie i Pana Męża stanowiącą egzotyczny misz masz naszych całkiem odmiennych genów i charakterów

– No bo nie wiem, jak to zrobić, nic nie umiem, jestem beznadziejna!!!!! – z krzykiem połączonym niemalże z płaczem odparła Młoda.

Ciekawe, swoją drogą, do jakiś życiowych wniosków można dojść odrabiając zadanie geometryczne w podstawówce. Próbowałam zatamować ten wylew negatywnych emocji, więc delikatnie zaczęłam:

– Kotku, zobacz, to nie koniec świata.  Nie ma co histeryzować. To tylko jedna rzecz, nie wyszedł ci okrąg czy pomyłka w logice obliczeń, ona nie stanowi o wszystkich twoich poczynaniach. Zobacz ile ja mam lat, wiesz, ile rzeczy w życiu mi nie wyszło? I czy mówię o sobie, że jestem głupia, beznadziejna, że mi nic w życiu nie wychodzi?

– No, ciekawe ile?- mała prowokatorka utkwiła we mnie swój przenikliwy wzrok, składając swoje usta w podkówkę i ostentacyjnie demonstrując nadmiar płaczliwego kataru w nosie.

– No na przykład awans, którego się spodziewałam, a dostała tę propozycję inna, niegdyś bliska mi koleżanka; wczoraj mi nie wyszło mięso na obiad, a dzisiaj kotlety; nie dostałam z pięć razy pracy, o którą bardzo się starałam; moje wnioski nie przechodzą; nie dostaję żadnych propozycji szkoleń a przetargi przegrywam; wiele osób mnie nie lubi, bo mam ciężki charakter; spieprzyłam swoje małżeństwo bo pozwoliłam, żeby tatuś przestał mnie kochać, a kiedy tatuś chciał dla Ciebie rodzeństwo, ja nie byłam gotowa, a on więcej razy nie zaproponował; Klienci mi nie płacą a ja nie potrafię wyegzekwować zapisów umowy; ciągle zbyt mało zarabiam; nie dostałam zlecenia na książkę, którą miałam napisać; nie dostałam w spadku domu po babci, w którym chciałam, abyśmy zamieszkali; nie jestem gwiazdą, którą chciałabym być; zawaliłam 3 biznesy, które chciałam uruchomić, mój blog jest słaby – czy to nie dowodzi, że jestem beznadziejna i do niczego? No nic, tylko siąść i beczeć i rwać włosy z głowy. A przecież potrafię gotować; nie jestem wcale głupia ani beznadziejna. Czasem coś mi nie wychodzi, to wszystko. Złe rzeczy się zdarzają, czy tego chcemy czy nie.

Przekonałam ją. Sukces pedagogiczny. Zamknęła usta, otworzyła zeszyt na nowo i zrobiła zadanie. Pewnie nie spodziewała się, że jej matka ma na swoim koncie jakiekolwiek porażki. Dzieci zawsze idealizują swoich rodziców, zwłaszcza tych mało udanych w roli. Oczywiście nie wszystko powiedziałam na głos, ale ten dialog sprowokował moje myśli. Może niektóre sprawy wyolbrzymiłam, a część pominęłam w tej na wpół werbalnej a na wpół mózgowej jedynie wyliczance, w porę gryząc się w język, ale prawda jest taka, że od wielu lat czekam na sukces, czekam, aż ktoś da mi sznasę, aż mnie zauważy, uwierzy we mnie, pozwoli rozwinąć skrzydła, aż zaświeci mi zielone światło i powie GO!

Jak na razie niczego się nie doczekałam, niczego nie osiągnęłam, przede wszystkim zawodowo, chociaż wielokrotnie obnażałam swoje talenty, możliwości, dzieliłam sie pomysłami, marzeniami, mówiłam, co mogę i chcę zrobić. W nadziei, że moje marzenia czy pomysły KOGOŚ zainteresują.

Dawałam z siebie wszystko. Zabiegałam. Wychodziłam z inicjatywą. Angażowałam się w przygotowanie zajawek, samplingów, próbek, spisywałam pomysły, aby komuś przesłać. Traciłam (teraz wiem, że była to strata) czas na przypodobanie się, zaistnienie na scenie – rozmowy telefoniczne, poszukiwania, rozmyślanie, planowanie, budżetowanie, wymyślanie opcji, próby.

A odzewu nie było.

Zrobiłam wiele, naprawdę wiele rzeczy i w ogóle poświeciłam wiele czasu na sprawy, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, bo utknęły u kogoś, dla kogo nie były priorytetem, mimo, że wykazywał wcześniej entuzjazm i zaangażowanie, zachęcał mnie i robił mi nadzieję. Sprawy, do których „mieliśmy wrócić”, pozostały nie ruszone, a ja mam wielkie konto rozczarowań.

Dziś, na życiowym zawodowym zakręcie, czuję się jak biznesowa kurwa.

Taka, co to ją się ocenia, ogląda, wącha, a potem – a potem wraca się do domu albo płaci się innej. Bardzo to dosadna metafora, wiem, ale tak właśnie się czuję. Jak tania dziwka, która da z siebie wszystko i jeszcze więcej w nadziei na spełnienie marzeń.

To, że nie odniosłam sukcesu jest bezsprzecznie winą moją. W przeciwieństwie do typowych Polaków nie zwalam winy na rząd, ten obecny, były czy przyszły, na katastrofy, na klimat, na podatki, trawę, murawę, źle napompowaną piłkę, kontuzje, Smoleńsk itp. Ja wiem, że to moja wina. Bo byłam biznesową kurwą. Dałam się wydymać za free.

Dawałam serce na dłoni, a tym sercu wcale nie ukryte pomysły. Czekałam, aż ktoś otoczy mnie opieką, pozwoli rozwinąć skrzydła, da szansę. Aż KTOŚ ZNANY I WAŻNY mnie zauważy. Ale ludziom biznesu nie chodzi o sponsoring. Jeśli ja chcę sie rozwijać i coś osiągnąć, muszę zrobić to sama, wyjść odważnie na środek sceny a nie stać pod schodami, choćby i w pierwszym rzędzie, ale tylko stać i czekać, aż ktoś powie: szukam chętnego do eksperymentu – może Pani pozwoli. Nie czekać, aż ktoś, z kim chciałabym pracować zwróci na mnie (łaskawie) uwagę.

To ja muszę zwrócić na niego swoją uwagę i zaprosić go do współpracy, zamiast czekać, aż on mnie dostrzeże.

Kaśka

4 myśli na temat “Nie bądź biznesową kurwą

  1. Niestety mam czasem podobne wrażenie. To nie ktoś zabiega/ zaprasza mnie do współpracy tylko ja robię podchody i podlizuje się, chociaż czuje się lepsza w robieniu czegoś, kompetentniejsza od tej osoby, ale to ona ma wyższe stanowisko.

    1. Ja właśnie doszłam do wniosku, że mając umiejętności, wiedzę i doświadczenie mogę sobie dobrać ludzi do współpracy a nie czekać, aż ktoś łaskawie zechce zaprosić mnie. Tak jak ja mogę być dla niego podwykonawcą, tak i on może dla mnie. Nie ma znaczenia, od której strony zacznę, ważne, abym umiała to sprzedać.

Dodaj komentarz