Co napisałby o mnie Mason Currey?

co napisałby o mnie Mason CurreyLektura książki „Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły?” skłoniła mnie do refleksji nad własną organizacją dnia i przebiegiem procesu twórczego.

Tak różni od siebie

W książce opisanych jest 161 znanych osób, prezentujących różne profesje, tworzących w różnych czasach, żyjących w różnych warunkach. Nie była to jakaś konkretna grupa poddana analizie, raczej książkę odebrałam jako zbiór luźnych notatek, zawierających ciekawostki z życia tych osób, a konkretnie ich pracy. Wiele z tych osób było wolnymi strzelcami, wykonywało wolne zawody, mieszkało w wielkich metropoliach. Ale były również takie postaci, które całe życie pracowały zarobkowo na etacie by utrzymać rodzinę, a jednocześnie oddawały się pasji i rozwijały ją w sposób twórczy. Były osoby, które wstawały wcześnie rano, by mieć czas dla siebie. Były osoby, które mieszkały na wsiach, w głuszy, gdzie nic im nie przeszkadzało w twórczej pracy. Miały różny poziom energii, różne charaktery (introwertycy, ekstrawertycy, ekscentrycy), co przekładało się na ich sposób pracy i styl życia. Było kilku niemalże ascetów, ale też wiele osób, które w swoich czasach bawiły się niezwykle dobrze i często. 161 różnych osób, różnych pasji, ambicji, stylów życia, relacji.

Części wspólne

Trzeba jednak przyznać, że po lekturze notek biograficznych, opartych na wiarygodnych źródłach, można określić zbiór wspólnych cech, charakteryzujących przedstawione osoby:

  1. Każdy miał swoje rytuały
  2. Każdy miał swój indywidualny plan dnia
  3. Każdy miał określoną porę do pracy
  4. Każdy organizował swoje życie w określony, rutynowy sposób
  5. Każdy tworzył z pasji
  6. Każdy spacerował, dyskutował, czytał i utrzymywał kontakty z wieloma swoimi „fanami”
  7. Każdy miał swoje ulubione miejsce do pracy
  8. Każdy był od czegoś uzależniony
  9. Każdy był zdyscyplinowany, systematyczny i przestrzegał planu dnia

Co o mnie napisałby autor?

To pytanie mnie bardzo nurtowało, gdyż w wielu postaciach, opisanych w książce, odnalazłam kawałek siebie, swojej osobowości, swojego świata. Myślałam nad tym, jakie są moje rytuały. Jaki mam plan dnia. Co robię rutynowo, jakie mam nawyki? Czy mam zasady, których przestrzegam w planowaniu dnia? Różnie. Wyobraziłam sobie, co mógłby o mnie napisać autor, gdybym znalazła się na jego „krótkiej liście” wielkich umysłów, wybranych do opisania w tej książce.  Jakby wyglądał opis mojej osoby? Chciałabym, aby wyglądał tak:

Katarzyna Antosiewicz wstawała wcześniej niż mąż i córka, aby móc rankiem pobyć sama ze sobą. W pierwszej kolejności myła zęby, robiła kilka przysiadów i skłonów lub wykonywała powitanie słońca. Potem piła kawę, przeglądając internet (pocztę, media społecznościowe, wiadomości, ulubione blogi). Pod koniec tego rytuału porannego analizowała listę spraw na dany dzień, korygowała plan, ustalała priorytety. Następnie zabierała się do pracy, którą najczęściej poprzedzała kilkuminutową medytacją dla oczyszczenia myśli (zdarzały jej się również krótkie sesje w ciągu dnia lub wieczorem). Praktycznie cały czas pracowała na etacie, ale rytm dnia przenosiła również na grunt prywatny, gdy zdarzało jej się pracować w domu lub w letnim domku na działce rekreacyjnej.

Zwykle rozpoczynała pracę około 8.00 i pracowała do 15.00, a potem stawała się kobietą domową. Zdarzało się, że popołudniami miała spotkania biznesowe i towarzyskie, czasem jednak robiła sobie wieczorną sesję pracy około 19.00 i pracowała przez 2-3 godziny. Pozostały czas przeznaczała na odpoczywanie, czytanie, hobby. Rozwój osobisty traktowała również jako swój obowiązek i zajmowała się nim w czasie przeznaczonym na pracę. Była to praca nad sobą. Korzystała z metody Benjamina Franklina, wyznaczając sobie czas na pracę i rozwój osobisty, rozrywki, obowiązki domowe, odpoczynek i sen. W kwestii snu starała się przestrzegać zasady minimum 7 godzin. Chociaż nie lubiła wysiłku fizycznego starała się codziennie ćwiczyć min. 30-40 minut po to, by mieć więcej energii i odurzyć się endorfinami. Wieczorem obowiązkowo czytała – głównie powieści, książki rozwojowe i kryminały.

Katarzyna bardzo dbała o to, by codziennie coś napisać – pracowała nad wpisami na swoje blogi, albo nad postami gościnnymi. Kiedy miała zlecenia na projekty – potrafiła pracować całymi dniami nad jednym wnioskiem. Jak sama mówiła „pisanie projektów i wniosków, to jedyna rzecz, która mnie pochłania bez reszty – mogę wówczas nie jeść, nie pić, nie chodzić do toalety i nie palić. Odrywam się tylko po to, aby odczynić czynności obowiązkowe, jakie mam będąc matką, żoną, córką. W tym czasie rezygnuję z rozrywek, spotkań z przyjaciółmi a nawet czasami z czytania”. Nie planowała więcej niż 2-3 duże sprawy na jeden dzień. prowadziła również listę zadań, które wykonała ponad to, co zaplanowała (zdarzało jej się natchnienie w najmniej oczekiwanych momentach i wtedy realizowała pomysły od ręki). Planowała w blokach dwumiesięcznych, po 20-tym każdego miesiąca rzeczy do zrobienia wpisywała już na kolejny miesiąc, a na początku miesiąca układała plany operacyjne, czyli ustalała co i kiedy wykona w nowym miesiącu. Sprawy pilne traktowała priorytetowo i bardzo przestrzegała priorytetyzacji w oparciu o macierz Eisenhowera. Małe rzeczy (nie zajmujące więcej niż 2-5 minut) wykonywała od ręki twierdząc, że więcej czasu zajmie jej ich zaplanowanie i wpisanie w odpowiedni czas w planerze niż wykonanie od ręki. Generowała dużo pomysłów i znajdowała rozwiązania na wiele problemów (głównie podczas przerw na papierosa oraz uprawiając ogródek).

Pomimo zaangażowania w wiele projektów i inicjatyw równocześnie, wykonując zadania skupiała się na jednej rzeczy, unikając multitaskingu. Lubiła pracować w ciszy i w samotności. Bardzo dbała o odpowiedni work – life balance. Po wytężonym okresie pracy (np. nad projektem), oddawała się rozrywkom i pracy twórczej (kolorowanki, dekupaż, sadzenie roślin).

Przed 40-stką odkryła slow life i zalety minimalizmu; starała się je wdrożyć we wszystkich aspektach, w których było to możliwe. Starała się też dbać o zdrowe odżywianie, co było trudne, gdyż lubiła zarówno gotować jak i dobrze zjeść oraz uwielbiała piwo.

A jak jest naprawdę?

Większość z powyższego opisu jest prawdą, w szczególności wszystko to, co dotyczy sposobu mojej pracy, tego, jak przebiega u mnie proces twórczy i poziomu zaangażowania w poszczególne jego etapy. Naprawdę – bardzo lubię odpoczywać, zwłaszcza na działce i bardzo lubię czytać (jestem jak alkoholik – nie odłożę książki, póki nie skończę, co czasem sprawia, że zaniedbuję sen czy obowiązki domowe), dlatego staram się realizować zadania starannie, by później do nich nie wracać i stosując zasadę: maksimum efektywności w minimalnym czasie. Nie zawsze zdrowo się odżywiam, lubię piwo i rzadko ćwiczę – po prostu nie lubię wysiłku fizycznego.

Mam słomiany zapał – 95% moich pomysłów nie wychodzi poza moją głowę, bo… mam lęk przed sukcesem, jak coś mi się uda, to będę musiała się tym zajmować, co będzie wymagało poświęcenia większej ilości czasu i uwagi mojej pracy.

Nie wiem, którą sferę swoich zainteresowań, predyspozycji i pomysłów powinnam rozwinąć, którą specjalizację wybrać,  ciągle szukam swojego miejsca i cięgle mam niedosyt, gdyż nie „urodziłam” jeszcze mojego biznesowego dziecka (takie mam wrażenie). Mam wrażenie, że marnuję swój potencjał, energię no i czas zajmując się szeregiem nieistotnych działań, które dodatkowo w ogóle nie przynoszą mi żadnego zarobku.

Mimo argumentu, że codzienny wysiłek fizyczny dodaje wigoru i poprawia samopoczucie mam problem ze zmuszeniem się do ćwiczeń, chociaż staram się być kobietą zdrowo żyjącą i jak już zacznę, to chcę tego i sprawia mi to radość. Ale tak trudno jest zacząć!

Kaśka

PS. Recenzja książki – TUTAJ

Dodaj komentarz